- Kochanie , przebaczaj.
- Tak, przebaczenie ... Jeśli o to chodzi... Czy nie jest to darmowa nitka arogancji ? Nie, żbyt łątwo wypowiedziane, zanegowanie proste naszej egzystencji ? Albo inaczej, - czy nie jest to łątwe przyzwolenie, aby stać się niczym? Niczym, nie ma mnie, za to "ty" Jest w moim przebaczeniu , zaistniejesz , tak "ty" masz się całkiem nieźle. , jak długo "ty" będziesz się karmić jądrem mojej egzystencji ? Czy mam przebaczać aż siedemdziesiąt siedem razy? A czy przebaczę już siedemdziesiąty siódmy raz , to czy będę jeszcze człowiekiem ? Czy w swojej pysze nie stanę się jakimś półbogiem, którego Ty w przypływie niechęci , nie strącisz w przepaść, w czeluść piekielną , wiedziony jakimś "błędem na stronie".
- Wołaj o przebaczenie.
- Nie jestem w tym tak całkiem dobra. On sili się przed Tobą jądro mojej egzystencji - co Ty na to? Czuje, ze to już ostatni mój gwóźdź do trumny, oto ostatni sęk mojej doskonałości , po tym nie ma już nic, trzeba tylko spadać. Bez nadziei, na upadek na coś lekkiego, miękkiego . To woal twarzy, maska , po odpłynięciu całęj krwi , meszkiem pokryty zarost górnej wargi, łza płynąca po policzku męskim wiedziona ramieniem, gdzie spocznie ? Co? No powiedz? Szalony! czym patrzysz na mnie jeszcze?
Czy spełniłam już rytuał? Czy przeszłam przez możliwe wszystkie kręgi na rzece? Potem będzie nam już łatwo . Uratuje mnie moja trumna.
To jest kłos. Ostatnie żniwo. Poklask. I źdźbło, na którym czeka już kruk, To nostalgia. Być może anturaż. Nie wiem. Czekam już tyle lat na żniwo. Nie wiem, gdzie zacznie pierwszy sierp? Kiedy mu sie pokłonię? Nie spełniasz moich nadziei . Jestem jak step bez deszczu. Kiedyż się wyleczę? Jestem taka ambitna .
Nie chcę się przed Tobą rzucać na kolana.
-Ale będziesz musiała. ... Tylko na to czekam. Aż rozpuścisz wici i wyszepczesz Mi wszystkie słowa do ucha. Aż moje lico się rozpromieni.
-Nie zarabiam. Nie mam "monety" na spotkanie z Tobą.
-I tak niech zostanie, wezmę cię taką gołą ... I co z tego? Nie żyję dla nagrody , dla pieniędzy. Wezmę cię taką , jaką jesteś. Taką , jaką będziesz przy Mnie stała. Nie potrzeba Mi kobiecej kokieterii i męskiej szarmancji. Nie przyszedłem po to abyś tak stała i wybaczała na próżno. Napisz to tak :
Ja Jestem w podłożu przebaczenia.
-I jeśli ja uklęknę ....
-Nie musisz przy Mnie klękać. Ty jedna nie musisz . Masz takie ciało duchowe, ze to raczej Ja powinienem przed tobą klękać. Mówię wyraźnie- chcę ciebie. Nie pozwolę się tobą nikomu ucieszyć przede Mną.
Ale kiedy klękniesz, , chcę , żebyś miała czekoladowo- złoty kolor . Żebyś byłą ze spiżu. Żebyś byłą z brązu . Żebys była ze stali . Żebyś była z miedzi. Żebyś byłą ze złota. Ze złota ,jak Moja Mała Monstrancja . Ze świętym okiem Twojej duszy . Z każdą pojedyńczą łzą, którą wylałaś przy Mnie. I przeze Mnie.
-Nie mogę być z nikim innym,
-Wiem o tym .
-Twoje słowo jest wiążące.
-Już dawno było.
- Wiesz, że nieodwołalnie Cię kocham. Że jednoczę się z tobą w każdej chwili. Wiesz? Oplotłąm Cię sobą i już Mi się nie wymkniesz. Znajdę Cię wszędzie. Ale nie ukrywaj Mi się. Nie.
Tego nie rób.
Komentarze
Prześlij komentarz