Saldo muzyczne

  Wrócić z pieca, to metafora trudności, jakie napotyka każdy chory- czy to mentalnych, czy trudnej sytuacji, jakiej podlega człowiek zmagający się z powrotem do społeczności ludzi dotkniętych epizodem nałogu, czy to alkoholowego, czy to elementami psychozy, w trakcie i po decyzji wyjścia z narkomanii.

Jak trudne są to momenty, momenty decyzji o skończeniu nałogu, o chęci zawalczenia o siebie, aby nie żyć w utopii, jaką stwarza nałóg- moment skonfrontowania się, spojrzenie  bezpośrednio w twarz męczącego nałogu, odkrycie, z czym  się mierzymy i jak możemy się z tego wydobyć, aby odzyskać swoją godność. Podjęcie decyzji i utwierdzenie sie w niej, to dopiero połowa sukcesu. Drugą sprawą jest odzyskanie straconego miejsca, jakie odbiera nam nałóg. Czy choroba, powszechnie uważaną za wstydliwą może nam umożliwić powszednie życie i jakikolwiek udział w życiu - od towarzyskiego, aż po życie zawodowe- wszędzie otula nas cień dawnych dni , który nie pozwala na oddech, na rozwijanie swoich ostatnich dni, na pogodne spojrzenie w sprawy świata, gdzie nie grozi nam ciągłe, codzienne zmaganie sie z afrontami, z niesprawiedliwościami, z własną proporcją w ocenianiu siebie i świata, zwłąszcza siebie. 
Lecz czym żyć, kiedy stuka 5 krzyżyk i saldo muzyczne jest pod kreską a fenomen utopii zmiesza się krwawymi łzami z Fenomenem Marszu. Gdy jest się kobietą, ten problem staje się jeszcze bardziej dojmujący. Takie rzeczy, jak honor , cześć, stają się pustymi słowami. Moim osobistym źródłem unikania chaosu, powolnym układaniem się z rzeczywistością i tym, co realne, kiedy istota wszystkich rzeczy zostaje  podważona i... zdeptana. Śmierć duchowa, śmierć społeczna i śmierć etyczna. 
To bardzo prosto się staje. Nie wiadomo kiedy i już jesteśmy po stronie tego wszystkiego, co nie przynosi pożytku, sensu i jakiejkolwiek chwały, ani majątku. 
Trudno się wydaje być, życie w jedności ducha, każdy dzień potwierdza to życie w zwątpieniu i żaden powód nie wydaje się dość dobry dla radości. Co by tu.. Takie właśnie jest podejście. Spokój sumienia przynoszą chwile, kiedy możemy coś dla kogoś zrobić, ale i tu nie należy przesadzać. Wszelkie dzieła, które chcemy podpisać własnym imieniem, zostają przecięte w pół. Brak dobrej woli.
Dlatego tak ważną sprawą jest ukazanie tej sytuacji, którą pacjenci widzą gołym okiem; wszyscy to widzimy, ale nikomu nie jest łatwo podjąć rękawicy, jaką rzuca los. 
We współczesnym świecie, świecie mediów społęcznościowych, jest jeszcze trudniej. Łatwiej wyrazić siebie przez Internet, udostepnić swoją twórczosć, swoje spojrzenie na rzeczywistość, znaleźć zrozumienie w świecie, niedostępnym dla uczuć. Podzielić się swoimi zmrtwieniami, swoją troską. Wszystko wydaje się takie bliskie, zwyczajne, pełni troski. I wtedy, kiedy realnie udostępniamy swoje życie, Internet okazuje swoje bestialskie oblicze. Wiem, co mówię. Jak to szansa, skoro okupiona jest taką hekatombą. Powoli zmienia się rzeczywistość.  W miejsce zrozumienia, świat pokazuje inne oblicze: Oblicze hejtu, nienawiści, sarkazmu przeobrażającego się na naszych oczach  w okrucieńśtwo,  w prześladowaniu swoich ofiar, o skali , jaką trudno sobie było do tej pory wyobrazić.  Jest to okrucieństwo, od którego nikt nie jest wolny, a zwłąszcza ci- chorzy, alkoholicy, ale w najbardziej żałosnym położeniu są nasze dzieci.
Piszę to o rzeczach, nie dlatego, ze chcę coś wskrzeszać, co już powoli umiera i o odchodzi, tamten klimat już nie powróci i dobrze. Dziś mierzymy się z czym innym przynajmniej, jeśli chodzi o mnie. Ale cały czas musimy mieć świadomość, że tak jest. "Sala samobójców" Zatacza coraz wieksze koło. Dzieci w sieci.- tym jesteśmy wszyscy. 
Dzieci w Sieci.
Jeśli nie będziemy się wspierać, także online, to lista samobójców wśród dzieci i mężczyzn zbierze coraz krwawsze żniwo i zapewniam , krew jest prawdziwa.
Tym, czym płąci się w świecie duchowym, który jest złożonym mechanizmem, jest właśnie krew.

Na szczęście My nie musimy toczyć włąsnej krwi w duchowych sprawach. My Crześcijanie wierzymy, ze zrobił to dla Nas  Bóg- w osobie Jezusa Ukrzyzowanego. On idzie pierwszy tą drogą, którą my idziemy. 
Czytam dużo Pismo święte, bo uważam, że tam znajduję dużo odpowiedzi na trapiące mnie duchowe problemy, które nie mogą być rozwiązane inaczej, bo na spowiedzi coś przesłania mi niektóre sprawy, jak nie umiem wyrazić słowami, tego, co mam do powiedzenia na spowiedzi, jak system rotacyjny księży utrudnia nabierania zaufania do kontaktu, trudno jest zwierzyć się ze swoich głębokich duchowych problemów ludziom, których widzimy pierwszy raz w życiu, siedzących w  "szafach"- które  nie są wygłuszone, spowiedź trwa w czasie mszy, grają organy, ksiądz niedosłyszy, ludzie głośno się modlą a my sami słyszymy co drugie słowo.- taka jest rzeczywistość.
Czytam Pismo Święte bo uważam, ze warto. Nie od razu ono do mnie przemówiło swoim głosem, bo nie miałam ani doświadczenia w  czytaniu Słowa Bożego, ani umiejętności rozeznania. Mówią, że Pismo święte mówi najlepiej, kiedy czytają je choćby dwie osoby (Naraz). Trudno. Czytam je sama i musi to na razie wystarczyć.
Czytajcie Pismo Święte, nie bójcie się, że nazwą was protestantami :) 
Przychodźcie do sakramentów świętych, skoro Bóg tak to wymyślił, to wydaje się tak musi być. 
Idźcie drogą, którą pokazuje kościół- ja tylko wskazuję elementy sporne. Nie może być tak, z jednej strony nie wolno się wiernemu odezwać ze strachu przed księdzem, ani jemu zbytnio się przyglądać, ani broń boże się do niego zbliżać emocjonalnie, bo nawarzymy sobie piwa. 
Swoją drogą, księża kroczą drogą , którą wybrali, ale mierzą się tak naprawdę z tymi samymi sprawami, co inni chrześcijanie- samotnością, bezbronnością wobec przełożonych, alkoholizmem, trudnościami z parafianami, i z innymi słąbościami. Siostra Faustyna mówiła, ze jeśli człowiek wierzący chce pocieszenia od Boga, to powinien zrezygnować z wszelkich pociech, które dają ludzie. W ten sposób człowiek ograbiany jest z ciepła, wyrwany zostaje z społęczności ludzkiej, krótko mówiąc rzucony zostaje w grząskie bagno egzystencjalizmu. Dobry Boże, z jednej strony Joanna d'arc, z drugiej strony sam Sartre. Nie jest to śmieszne.
W ustalaniu miejsca społęcznego dla jednostki, uważam, że pokonaliśmy już wszelkie bariery do bycia w  klaustrofobicznym okresie feudalnego średniowiecza. I nie jest to tylko czas wykwitu scholastyki, ale potężnych umysłowości , jak poprzez Ojców Kościoła, wspomnimy choćby Tomasza z Akwinu czy świętego Augustyna, który swoje ziemskie życie , pierwsza jego część zwłaszcza, nie poświęcał rzeczom świętym. Zgoła. 
Może nie powinniśmy szukać aż takiej dychotomii w spoglądaniu na swoich braci, bo czyże w końcu jesteśmy. Młodzi bez przerwy o tym mówią, ale ludzie w 5 krzyżyku, już swoje widzieli i znają parszywość kondycji ludzkiej i co zrobić, sami też maczali w nim palce.
Między innymi dlatego Czytam Pismo święte. Opróćz wszystkich strasznych spraw tego świata, jest też Nowy Testament- nowa nadzieja, że mam Kogoś tutaj, nie gdzieś daleko tylko tutaj, jest ogarniająca Obecność, która pozwala spojrzeć na rzeczywistość z nadzieją. Dzięki temu poranek mozemy rozpocząć od delikatnego westchnienia- "Ja Jestem Tutaj. Nic ci nie może się stać, co zabiłoby twoją duszę, a zniszczenie ciała, jeśli przyjdzie, odnowi życie. Trudno w kilku słowach- młodzi tez to wiedzą.
Dusza, to nie jest spojrzenie nienawistne i karzące. 
Gdzie jest jej miejsce.
Trudno się oddawać resocjalizacji- jest to cieżki kawałek chleba, aby zasłużyć na zaufanie, na rozmowę i na tożsamość, bez podejrzliwości. 
Może jednak warto.
Za wszelką cenę, wartość człowieka nie spada, kiedy błądzi; to bardzo delikatna materia podejrzewać i nie wierzyć, 
Będę szczera.
Cieszę się, że mam to już za sobą.
Dlatego moje projekty wyznaczą  trochę inne cele,  przesuną środek ciężkości na inne, bardziej zrozumiałe i oczywiste dobre sprawy , tematy i wybory.
Ale nie zapominam przez co musi przejść ukrzyżowana dusza i naprawdę, trzeba chronić Chrystusa. 
Trzeba Go bardzo chronić.  My jesteśmy dzisiaj odpowiedzialni za to, co się z Nim stanie w naszym pokoleniu.  Czy zdołamy uchronić i przekazać Go i świadectwo i wiedzę o tym, Kim On Jest?
Czy wiemy, co może przynieść dzień, kiedy przestanie obowiązywać tradycja, osadzona na naszych ziemiach? Dokąd nas zaprowadzi chęć decydowanie o wszystkim, tak jakby Boga nie było, bo łątwo możemy wpaść w duchowy niebyt, który nie tylko jest figurą ontologiczną używaną w filozofii, ale czymś głęboko realnym- czymś o czym Jezus mówi wprost- Logos. Albo mówi inaczej: Beze  Mnie nic nie możecie.
Jak możemy być tak wydani na działąnie złą, jeśli nie znamy podstawowej wiedzy o Piśmie Świętym.?
Nie znamy Boga, w tym , co On sam o sobie mówił, czym nas pocieszał i tym, jak obiecywał być z nami aż do końća świata. A nawet więcej.
Znajomo?
Nie bardzo. Nie chcielibyśmy tak wszystkiego rozliczać, skazywać, rzucać kamieniami w kogoś , w kogo nie przystoi. Nie przetrwamy, jeśli będziemy spoglądać na te sprawy z kamienną twarzą. 
Zjemy się nawzajem Proszę Pańśtwa.
Pozjadamy się sami, zanim dosięgnie nas prorok Mahomet.




Komentarze